Jak co niedziela, w śląskich domach, tradycyjnie unosi się zapach gotującego rosołu, modrej kapusty, klusek i dobrego mięsa (rolady? :D ). Ja jednak, przyznaje się bez bicia, że odeszłam od tych zwyczajów, po części z lenistwa, z wygody, ale również z tego względu, że początkowo mój mąż nie jadał mięsa, więc i wszystko co było robione "na mięsie" odeszło na bok. Obecnie wracamy do "normy", od jakiegoś czasu przekonany mąż konsumuje to co żona zrobi, również rosołek na swojskiej kurce ;)
Mój rosół był mega świąteczny, po pierwsze niedzielny (w końcu każda niedziela, to jak święto, wg katolickich i śląskich zwyczajów), po drugie ze swojskiej kury (dar od rodziców ;) ), po trzecie w końcu ROSÓŁ (z reguły były zupy warzywne, zupy krem, ale nie rosół, może też dlatego, że nie szalaję za tą zupą).
Mój rosół to połączenie takich oto składników:
- kura,
- marchewka (2 sztuki),
- pietruszka (2 sztuki),
- seler (połowa),
- "opalona" cebula (1 sztuka),
- por (1 sztuka),
- kapusta włoska (ćwiartka),
- natka pietruszki (pęczek),
- lubczyk (2 łyżki),
- pieprz ziarnisty (1 łyżka),
- goździki (5 sztuk),
- liść laurowy (2 sztuki),
- ziele angielskie (4 ziarna),
- sól,
i niezbędna woda :)
Rosół przez cały czas gotowania "pyrkał". Nie doprowadzałam go do wrzenia. Z tego co mi przekazywano w domu rodzinnym rosół musi mieć swój czas, żeby wszystkie składniki oddały swój smak i zapach. Czas gotowania około 3 godziny.
Do całości perfekcyjny był by makaron domowej roboty, ja aż tak idealna nie byłam, tym bardziej mój rosół ;) ... makaron był sklepowy, ale zdrowy, bo pełnoziarnisty :) ups kolejna zbrodnia! nie nitki :P oj ciężko jest mi utrzymywać tradycje :)
Na talerzu oczywiście musi znaleźć się marchewka i posiekana natka pietruszki :)
SMACZNEGO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz