czwartek, 18 lutego 2016

Przez żołądek do serca

Ktokolwiek by mnie nie zapytał co lubię jeść, a czego nie, zawsze odpowiadam, że lubię jeść WSZYSTKO :) I może dlatego tak trudno jest mi cokolwiek skrytykować, ale człowiek całe życie się uczy i może krytykiem kulinarnym nie jestem, ale warto w końcu powiedzieć na głos co mi pasuje, a co nie (ale to może nieco później) ;)
Czas walentynkowy już za nami i nie chce się chwalić :P, ale skromnie szepnę :P :P, że spędziłam go baaardzo miło. Był teatr, był spacer, kolacja, niezły apartman :P, no i Kraków, jedno z bardziej romantycznych miast jakie znam :) W tym poście chciałabym nieco przybliżyć miejsca, w których mieliśmy możliwość zjeść. 
Otóż kolacja była w restauracji, w której serwują sushi :) Jak wcześniej wspomniałam, u mnie nie ma problemu, że czegoś nie lubię, sushi to sushi wszystko dla ludzi ;) Za to moja druga połowa do tego typu jedzenia pomału zaczyna się przekonywać. To był nasz drugi raz w 77sushi i nie żałujemy tego wyboru, jest świeżo i smacznie, mogłabym tylko przyczepić się do "intymności". Przez to, że lokal w Krakowie jest mały, a stolików dość trochę, to można obserwować kto jak sobie radzi z pałeczkami, kto co zamówił, etc. 


Co nas pozytywnie zaskoczyło, to to, że już za pierwszym razem otrzymaliśmy kartę stałego klienta, która uprawnia do zakupów sushi w tym właśnie miejscu z 50% upustem. Rewelka, gdyż sushi nie należy do taniego jedzenia. Zanim przejdę, do tego co zamówiliśmy to muszę przyznać się, że mistrzami w jedzeniu pałeczkami nie jesteśmy hahaha ubaw po pachy :D ;D ;D ile trzeba się nagimnastykować, żeby coś włożyć do ust, dobrze że sushi nie je się na ciepło hahaha na bank wszystko mielibyśmy zimne, zanim wpadłoby nam do ust :P
Na przystawkę w ramach "poczekajki" otrzymaliśmy Wakame, czyli sałatkę z wodorostów :) i zamówiliśmy herbatę zieloną z wiśnią :)


A chwilkę czekaliśmy na Uramaki z pastą z ryby maślanej i set ten, czyli Ebi Ten (krewetka w tempurze, tykwa, ogórek, oshinko, sałata, majonez) z kampyomaki (japońska tykwa).


A że apetyt nas nie opuszczał, domówiliśmy Unagi Futomaki (węgorz, łosoś, awokado, ogórek, sałata, majonez, sos kabayaki) :)
Rachunek za to wszystko był w granicach 50 zł, wliczając już 50% upust na zakupione sushi.


Za pierwszym razem zamówiliśmy jeszcze Philadelphia Futomaki (łosoś, awokado, ogórek, sałata, serek Philadelphia) w omlecie, jednak trudno było pałeczkami chwycić to tak, żeby się nie rozleciało ;) ten specjał jest chyba dla stałych bywalców ;)

I tak, z pełnymi brzuchami pomaszerowaliśmy do teatru :) Na drugi dzień czekało na nas śniadanie w BonJour Cava przy ul. Piłsudskiego 5 oczywiście w Krakowie.


Śniadanie zostało wliczone w koszty noclegu, tak więc trudno jest mi powiedzieć ile za nie zapłaciliśmy faktycznie. Mieliśmy do wyboru trzy zestawy śniadań, gdzie wybraliśmy coś na słono. Nasz zestaw to sok pomarańczowy, dwie pasty śniadaniowe (do wyboru), pieczywo, sałatka z rukoli i pomidora, jajko (jakie? też można było wybrać, w naszym przypadku było to jajko na miękko) i herbata. Przez to, że chcieliśmy herbatę zieloną musieliśmy dopłacić po 3 zł za dzbanuszek :| hmmm i to nie było fajne. Wydaje mi, że nie jest to wielka różnica, dla restauracji czy to herbata zielona, czy czarna, a jednak w tym przypadku nie należała zielona do standardu. 

Pasta rybna i twarogowa
Pasta z oliwkami i jajeczna

Śniadania bardzo fajnie podane i smaczne, jedyne co mogliby zmodyfikować to pieczywo... marzyłam o czymś chrupiącym, może nawet ciepłym, a w tym przypadku ono trochę psuło całość. Co jeszcze mogę napisać o tym miejscu? Byłam zauroczona wyglądem restauracji, i tym co leżało na "wystawie", czyli tarty, croissanty mmmmm :)
No cóż, jak mogę ten wpis podsumować... w dobrym towarzystwie wszystko smakuje :) hihi